niedziela, 30 grudnia 2012

Czekajcie, niech was dogonię...

Dawno mnie tu nie było, a to dlatego, że już drugi tydzień goszczę się u rodziny, a pod cudzym dachem jakoś weny brak do blogowania...
Za to coś dzisiaj zafarbowałam - odświętny obrus i świeżo odmalowaną ścianę, a wszystko czerwonym winem i szczerze :-/
Teściom, którzy tu czasem zaglądają, obiecuję, że od dziś pijam u nich wyłącznie szampana ;)

Tęsknię już trochę za terkotaniem kołowrotka, za moim włóczkowym bałaganikiem, klockami i farbowaniem...
Całe szczęście druty i szydełko zmieszczą się do najmniejszego nawet bagażu, a że ten świąteczno-noworoczny był pokaźnych rozmiarów, więc zabrałam ze sobą do Polski co tylko się dało. Postanowiłam wykorzystać prząśniczy odwyk na dokończenie kilku projektów i obfotografowanie tych, które dotąd nie doczekały się wyjścia w plener.
Po pierwsze, obfociłam moją "czapkę sadownika", którą wysztrykowałam z jesiennej przędzy, o której była mowa w poprzednich notkach :


Bardzo lubię czapki, które są tylko lekko "slouchy" - mieszczą się w nich długie włosy upięte i w kitkę, i w wysokiego koka, a na rozpuszczonych wciąż trzymają fason.


Postanowiłam tym razem łagodnie zmniejszać "koronę" czapki i taki kształt podoba mi się chyba bardziej niż typowe dla "zwisów" zmarszczenie przy zakończeniu.
Czy ja muszę dodawać, że to moja aktualnie najukochańsza czapa? Kręciłam nosem na czesankę, coś mi z kolorami nie pasowało, a po wydzierganiu nie mam już zastrzeżeń :)
Merynos superwash z nylonem jest miękki i delikatny w dotyku, czapka jest jednocześnie leciutka i ciepła. Staram się unikać sztuczności, ale dla tej mieszanki zrobię wyjątek, pewnie jeszcze wiele razy :).
To mi przypomina, że miałam koniecznie sprawdzić, jak wygląda proces przetwarzania naturalnej wełny na superwash, no i produkcja nylonu... - już się boję, co wyczytam, ale prządką chcę być przynajmniej świadomą, bo ortodoksyjną to już i tak nie będę.
O, taka właśnie szcześliwa jestem z tymi superwashami i nylonami na głowie... (tu kolory  cieplejsze, jak w rzeczywistości)

a chusta to moja ukochana Laminaria z Malabrigo Lace, która niestety filcuje się od samego na nią patrzenia :-(

A po drugie, skończyłam chustę z cieniowanej mieszanki merynosa z jedwabiem, którą też już Wam pokazywałam:


Zawsze byłam zaciekłym wrogiem różowości aż okazało się, że 75% moich farbiarskich eksperymentów prowadzi do odcieni purpury, więc trochę mimo woli zaczęłam paćkać czesanki we wrzosy, róże, maliny, jagody z krzaka i w śmietanie aż któregoś razu wyszło mi coś takiego...
Trochę się tym zestawem czułam zawstydzona, choć nitka ładna no i życia kawał mi zabrała ;)
Przyzwyczaiłam się z czasem, oswoiłam różowości i wydziergałam coś takiego:


Planowałam zupełnie inny wzór, ale że miałam tylko 560m w 100g postanowiłam wybrać chustę, którą łatwo będzie dopasować do ilości włóczki. Zdecydowałam się na Amelie - jeden ażur, raport wzoru na 10 rzędów, można swobodnie dziergać do wyczerpania zapasów.

Nie potrafię jeszcze ocenić wydajności przędzy, wydawało mi się, że nitka była bardzo cienka, ale z drugiej strony - 560m to nie tak znowu dużo jak na chustę (bo ja lubię takie z rozmachem...) i miałam stracha, że wyjdzie malizna, ale nie wyszła :) 
Dziergałam na drutach nr 4, zużyłam prawie wszystko i wydaje mi się, że na takich rozmiarów chustę zużywam zwykle 800m włóczki. Chyba mocno się rozciągnęła przy blokowaniu w porównaniu z przemysłową.
Na kolejnych zdjęciach lepiej widać odcienie:



no i jeszcze zbliżenie, chociaż kolory na nim trochę spłowiałe...


Pozostałe robótkowe newsy już przy następnej okazji, bo ranek mnie tu zastał o.O
Póki co życzę Wam miłego zakończenia 2012 roku. Zostało jeszcze w sam raz czasu, żeby do Sylwestra jakiegoś UFOka wykończyć ;)
Mam nadzieje, że zdążę jeszcze zajrzeć z noworocznymi życzeniami... 
Do przeczytania wkrótce!

15 komentarzy:

  1. Chusta jest bardzo przepiękna, ale nie ma co się dziwić - jaka miałaby być z takiej nitki? Kiedyś też miałam problem z różem, ale z wiekiem (to podobno normalne) człowiek zaczyna go lubić. Może to nielubienie różu bierze się z jego nadmiaru w dzieciństwie, kiedy mamy swoje słodkie córcie lubią ubrać na różowo i nijak nie chcą przyjąc do wiadomości, że córcie rosną i w któryms momencie wolą czerń?
    A czapa mi się wyjatkowo podoba. Piękny miks kolorów. Nie wiem, co preferują ortodoksyjne prządki, ja - podobnie jak Ty - uwielbiam mieszankę merynosa z nylonem (zdecydowanie bardziej niż samego merynosa). I prząść, i nosić, i prać! Nie wychodzę z komina i rękawiczek z tej mieszanki. Osobiście nie lubię syntetyków, ale 10-30% nylonu daje to, o czym pisałaś. Natomiast ortodoksyjnie nie znoszę mieszanek w rodzaju 80% akrylu i 20% kaszmiru, bo po pierwsze: jeśli to prawda, to ten kaszmir już niczego nie zmieni, a po drugie: jaki nadbogaty idiota naprawdę stworzyłby taką mieszankę?
    Cieplutko pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za przemiłe słowa :) No i za wsparcie moralne w kwestii nieortodoksyjnych dodatków ;) Tę mieszankę kupiłam, żeby sobie uprząść skarpetkową, ale tak mi się spodobała, że teraz zastanawiam się, czy sobie z takiej przędzy swetra nie zrobić. Uwielbiam naturalną wełnę, jej zapach, różnorodność i strasznie bym chciała poeksperymentować z runem najróżniejszych, też tych rzadszych ras, ale z drugiej strony... chciałabym z tego mieć też coś trwałego skoro już tyle czasu poświęcam na przędzenie. Póki co szukam optymalnego rozwiązania - tak żeby naturalnie było i z sensem. Wolałabym trochę mniej niż 25%, ale sama sobie nie zmieszam niestety.
      A w różowości to nie wiem nawet, czy mnie ubierano. Za to jak już byłam większą dziewczynką to róż był dla mnie oznaką przynależności do wrogiego obozu ;) Teraz mam to w nosie, ale to chyba rzeczywiście dopiero z wiekiem przychodzi...
      Akryl/kaszmir w proporcjach 80/20?! O.o świat na głowie stanął ;)

      Usuń
    2. Gorzej, na allegro widziałam już amerykański 100% virgin acrylic produkcji rzekomo włoskiej! To jest dopiero mistrzowski chwyt marketingowy. Aż mi się słabo zrobiło.
      Zmieszać zawsze możesz wszystko ze wszystkim, tylko deskę z gwoździami musisz od swojego Pana (albo od jakiegoś innego pana) wyegzekwować. Ta z taśmy cudnie się miksuje ze wszystkim innym z taśmy albo i nie z taśmy. Ja nie powiem, że bardzo lubię naturalny zapach wełny, bo to, co uważamy za zapach "owcy", to nie jest ten ekologiczny zapaszek, który czujesz, kiedy otwierasz worek z surową wełną prosto ze strzyży. Tego chyba się nie da bardzo polubić. Za to daje się wyprać i jest fajnie sie tym pobawić, bo lanolinka przy praniu genialnie działa na skórę:)

      Usuń
    3. virgin acrylic... jak włoski to z pierwszego tłoczenia pewnie ;)
      Deskę z gwoździami póki co oglądałam w akcji na filmikach i nawet myślałam sobie sprawić, ale boję się w tym naszym małym mieszkanku kolejne sprzęty gromadzić, no i miksować wełnę w kuchni albo jadalni jakoś mi nijak...postanowiłam sobie, że z dodatkowym bałaganem zaczekam do przeprowadzki. Tylko, że jak do Ciebie zaglądam to później słabnie mi ta moja silna wola...
      A jeśli o zapach idzie to ten "ekologiczny" rzeczywiście mogę sobie tylko wyobrazać, chyba też bym nie wciągała z zachwytem ;)

      Usuń
  2. Ja się zgadzam z Finextra i podpisuję obiema rękami (słuchaj jej, to Mądra Kobieta, serio serio). Odrobina nylonu merynosowi tylko pomoże moim zdaniem, ja przędę tylko w wersji superwash, bo szary 21 mic mi się filcował już podczas kręcenia na Emilu, aż się boję, co będzie podczas dziergania, tym bardziej ze to single. Niemniej na widok czapy i chusty się wykwiczałam na rav., ale tu powtórzę, że czapa ma kształt idealny- przy następnej zrób notatki koniecznie i mi wyślij, będę kopiować do upadłego. A chusta jest mniamusia mimo swojej różowości i te przejścia kolorów wyszły idealnie. A na plamy z wina zimna woda i zasypać solą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, droga Dogdersowo :) No właśnie jak tak sobie porównuję to rzeczywiście naturalny merynos, choć w przędzeniu łatwy, to nie pasuje mi jakoś i nie bardzo wiem, co z niego zrobić... No bo chusta z malabrigo, co to ją widać na zdjęciu, skurczyła mi się o 1/3 od samego noszenia i nawet nie za bardzo wzór można na niej odróżnić :( a taka mieciutka była i śliczna... Nic to, trzeba prząść ile wlezie i zbierać doświadczenia, potem będę ęsić-pęsić :)
      A jeśli chodzi o czapkę to postaram się niebawem odtworzyć wzór, albo rzeczywiście spisać przy kolejnej okzji i podzielić się na blogu :)
      No i obrus chyba uratowany, ściana za to do poprawki... Pozdrowienia!

      Usuń
  3. Czapka sadownika jest obłędna, no po prostu eeeeekstra. Czytałam u e-wełenki, że superwash'e są pozyskiwane poprzez macanie wełenki w kwasach (np.) aby pozbyć się łusek włosowych- wydaje mi się że to właśnie przeczytałam ;) mam nadzieję że pamięć mi nie płata figla.
    Chusta też prześliczna i nie zgadzam się, że to róż, bo ja również jestem przeciwniczką różu a te cudne kolory mi pasują, bo nie są cukierkowe, a to mi najbardziej przeszkadza w różu.
    A czym się odznacza ortodoksyjna prządka???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieki, Chmurko!
      aaa... jak superwash powstaje przez "macanie wełenki" to ja nie mam nic przeciwko ;)) A serio nie brzmi mi to dobrze, wezmę te kwasy pod rozwagę.
      A hipotetyczna ortodoksyjna prządka to może tak wiesz - bliżej natury, jak najmniej chemii...No bo skoro rzemiosło tradycyjne to może i materiały wypadałoby stosować nieprzetworzone, ale nie spedza mi to snu z powiek, tyle tylko że, jak już wiesz, mam lekkiego bzika ekologicznego i czasem takie właśnie dylematy mi chodzą po głowie.
      A poza tym została mi mała zadra po tym, jak ktoś pod zdjęciem mojej przędzy skomentował, że to po prostu fabryczna włóczka, że kiedyś zupełnie inaczej się przędło. Tak jakby wszystko poza góralską wełną było be, bo nieortodoksyjne właśnie :)

      Usuń
    2. To czym sie martwisz? Jeśli ktoś uznał Twoją włóczkę za fabryczną, to chyba lepszego komplementu dla prządki nie ma. A zdjęcie aktualnej góralskiej to Ci mogę przysłać - nie jak fabryczna, tylko autentycznie fabryczna.

      Usuń
    3. No może i masz rację, ale wrażenie odniosłam, że była w tym nuta przygany... ;) a fabryczną góralską chętnie zobaczę!

      Usuń
    4. No to, ta ortodoksja jak i każda inna niebezpieczna, mnie się wydaje, że nie ma co kurczowo trzymać się takiej ortodoksji, w końcu w przędzeniu jak i w każdym rękodziele chodzi o to żeby mieć radochę, żeby tworzyć coś wkładając w to serce, żeby to serce radowało się podczas tworzenia i w każdym wyrobie pozostawała cząstka siebie, a zmuszanie się do robienia tylko z górskich owiec- nawet jeśli się tej górskiej wełny nie lubi to z rękodziełem nie ma.

      Usuń
    5. Dobrze prawisz, Chmurko :) A ja właściwie wszystko lubię, ale popróbować... Przy takiej różnorodności materiałów i inspiracji to aż wstyd by było nie skorzystać z tych dobrodziejstw. Zatem w nowym roku dużo fajnego i nieortodoksyjnego przędzenia nam życzę, Aniu :*

      Usuń
    6. Otóż to, trzeba popróbować wielu rzeczy :D

      Usuń
  4. Czapa jest przepiekna a w chuscie sie zakochalam - (kolorkach).
    A wiesz, ze moze farbowanie czerwonym winem to jest niezly pomysl? Z tym, ze wloczki, nie obrusow ;)
    Wszystkiego najlepszegow w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne! :) Z winem to pomysł jakiś jest... ale ja chyba za bardzo lubię ten trunek, żeby owce nim poić ;)) Melduję, że obrus z prania wyszedł czysty => moje sumienie też ;)
      Dużo satysfakcji z przędzenia i wielu magicznych chwil w 2013 życzę :)

      Usuń