...ten ma rozum krótki? ;)
W związku z wiszącą nad nami groźbą akcji przeprowadzkowej już jakiś czas temu wprowadziłam embargo na zakup czesanki, tym bardziej, że jeszcze coś tam mi zostało z poprzedniej dostawy. W zeszłym tygodniu postanowiłam wreszcie zwalczyć własną nieśmiałość i zrobić z tych resztek użytek.
Wyciągnęłam z kartonu merynosa 23 mic, spojrzałam na nalepkę, zobaczyłam 2x100g, ucieszyłam się, że jest tego więcej niż sądziłam, podzieliłam na pół i wzięłam się za mieszanie farb.
Jedną część postanowiłam zafarbować metodą spontaniczną z takim oto skutkiem (zdjęcia strasznie ziarniste, zapomniałam ISO przestawić :-/ )
W związku z wiszącą nad nami groźbą akcji przeprowadzkowej już jakiś czas temu wprowadziłam embargo na zakup czesanki, tym bardziej, że jeszcze coś tam mi zostało z poprzedniej dostawy. W zeszłym tygodniu postanowiłam wreszcie zwalczyć własną nieśmiałość i zrobić z tych resztek użytek.
Wyciągnęłam z kartonu merynosa 23 mic, spojrzałam na nalepkę, zobaczyłam 2x100g, ucieszyłam się, że jest tego więcej niż sądziłam, podzieliłam na pół i wzięłam się za mieszanie farb.
Jedną część postanowiłam zafarbować metodą spontaniczną z takim oto skutkiem (zdjęcia strasznie ziarniste, zapomniałam ISO przestawić :-/ )
Wyszło całkiem zacnie - lubię zielenie w połączeniu z takimi owocowymi czerwieniami i fioletami, może tylko za blade trochę.
Przy drugiej połowie postanowiłam zrobić coś w rodzaju gradacji kolorów. Rezultat rozminął się nieco z planami... Miało się zaczynać jasnym żółtym, przez jasną zieleń aż do ciemnej butelkowej. Żółty wyszedł mi ciemniejszy od zielonego, a dalej to już spanikowałam ;) Zdjęcie nie do końca oddaje prawdziwe kolory - to, co wygląda na biały jest jaśniutką zielenią. Będę musiała jakoś pomieszać kolory w przędzy, bo ta pseudo gradacja chyba dziwnie będzie wyglądać.
A jak już przyszło do zaplatania warkoczy to coś mi zaczęło nie pasować, bo wychodziły tak krótkie, że aż niefotogeniczne, dlatego też do zdjęć powyżej pozują zwyczajne zawijaski.
Chyba po godzinie dopiero mnie oświeciło, że nie było tego w sumie 200 tylko 100 g, bo wcześniej przerobiłam już połowę. No to mam 2x 50g z różnych bajek :-/ I co ja mam zrobić z taką ilością?
Póki co postanowiłam, że dofarbuję im drugie, jednokolorowe połówki i uprzędę coś nowego - włóczkę z dwóch nitek - jednej kolorowej, a drugiej jednobarwnej.
Głupi błąd ma jeszcze szansę zamienić się w fajny eksperyment, o ile oczywiście uda mi się dopasować kolory...
Kilka dni później wciągnęłam się w wirtualne rozmowy z prządkami i prządkami-to-be i strasznie mi się zachciało zakręcić moją Sonatką, ale to, co już miałam nie nadawało się przecież do przędzenia.
Wzięłam się zatem za resztki resztek, czyli 100g mieszanki merynos 23 mic/jedwab tussah w proporcjach 70/30 i merynos 23 mic/nylon, też 70/30.
Przyznaję, że miałam stracha z tym jedwabiem, ale zamiast się skupić na zadaniu dalej plotkowałam o przędzeniu na Spotkaniach robótkowych.
Rezultat? Zamiast odsączyć czesankę po namoczeniu niemal całkowicie ją wysuszyłam, więc zaczęłam ją miętolić, żeby te resztki wody z octem równo rozprowadzić (ocet się skończył, sklep zamknięty), potem wymaltretowałam ją jeszcze przy farbowaniu, bo barwnika też mi nie staczyło - sucha czesanka chłonęła go jak gąbka (a później oczywiście oddała nadmiar przy płukaniu).
Na koniec jeszcze zignorowałam alarm i trzymałam ją na parze przez dodatkowe 30 min.
A już po utrwaleniu barwnika nagle zaczęło mi się spieszyć i odwinęłam czesankę jeszcze ciepłą, grrr...
W rezultacie ta jedwabna w różowo-buraczkowej gradacji kolorów wygląda pysznie, ale sfilcowała się gdzieniegdzie, poodrywały się i posplątywały cieniutkie pasma, czego na zdjęciu wprawdzie nie widać, ale niestety możecie mi wierzyć na słowo ;)
przy okazji uwieczniłam pierwszy belgijski "śnieg" tego roku |
Jedwabne pasemka wyraźnie odbijają się od reszty - zupełnie inaczej przyjęły kolor. Bardzo mi się podobają te przebłyski fioletu. Mam ją teraz na Sonatce, zdjęcia pokażę niebawem. Ostatnią farbowaną czesankę (merynos/nylon) zresztą też, bo straszliwie się dziś rozpisałam...
Pierwsze koty za płoty - następne farbowanie wyjdzie na pewno lepiej, tzn. tak jak sobie założyłaś.
OdpowiedzUsuńI nie mogę oczywiścię doczekac się niteczek na które przerobisz swoje farbowanki.
Pozdrawiam
Magda
Całe szczęście embargo ciągle aktualne, więc może uda mi się jeszcze przed Świętami nitki pokazać :) No i strasznie miło pierwszy komentarz przeczytać... :*
UsuńBardzo mi się podoba ta 50tka od żółtego do zieleni, ja lubię takie pstrokacizny farbować i prząść, tylko potem nie wiadomo do czego taką ilość wrobić. I podoba mi sie pomysł, zeby połączyć te farbowanki z jednokolorową nitką, spróbuj fraktalem, bedzie dobrze :) a merynos z jedwabiem jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńDzięki, dobra Prządko :)No, jedwabistości to co chwila sprawdzam czy wciąż się tak ładnie błyszczą :) Szkoda tylko, że takie wymęczone - troszkę kulek musiałam poobierać :/ No a tę drugą też wstępnie planowałam sfraktalić, ale boję się trochę zderzenia żółtka z butelkowym. E, co tam - przygoda!
UsuńPS Osadziłam! (komentarze znaczy...) :))
A co Ci się, ja przepraszam, nie podoba w tym, co ufarbowałaś? Wszystko jest pięknie, a to żółto-zielone to nawet bardzo pięknie, i jasnozielony dobrze widać. W warkoczu czesanka jako tako wygląda od 150 g, ale warkocz trochę kłamie, a "zawijas" zawsze prawdę Ci powie. I te zawijasy mówia Ci komplementy. Czekam na przędzę!
OdpowiedzUsuńSerio z tym żółto-zielonym? Bo ja chciałam, żeby tak jakoś sensownie intensywność barw się zwiększała, a to żółtko na początku trochę pokrzyżowało mi plany ;) Ale skoro mówisz, że dobrze jest, to ja siadam do Sonatki i póki co kończę różowości! Dzięki serdeczne za przetłumaczenie mowy zawijasów ;) i za dobre słowo i za odwiedziny! :))
UsuńNajpierw gratuluje bloga! :) Bede zaglądać, by podpatrzeć i się poduczyć:)
OdpowiedzUsuńTo różowe cudne a tych zielonych jestem bardzo ciekawa jał wyjdą - sama się zastanawiam jak mam farbować - w paski, w kratkę czy może na żywioł... :)
Dzięki Iwonka :) No wreszcie się zebrałam w sobie... Mnie też ciekawość zżera, ale z drugiej strony te Twoje "szkoleniowe" mieszanki to mi apetytu na zakupy narobiły ;) I to nęci i to kusi...
UsuńZapraszam, zapraszam, teraz będziemy się nawzajem podglądać :)
szkoleniowe - hi, hi - jeszcze sobie wiecej kupilam - i czekam, i usycham z czekania.....;)
UsuńA tak zagladam, by zobaczyc czy juz cos uprzadlas z tych zielonosci, bo ciekawam kolorkow jestem - a tu nic.... :(
ale niecierpliwa ;) Z zieloności nie, bo jednak spróbuję coś do nich dofarbować, a czesanki wciąż brak i wciąż nie wiem, czy mogę zamawiać :/ Ale specjalnie dla Ciebie się zmobilizowałam i wysmażyłam kolejny wpis :) Pozdrawiam i niech szybko przyjdą Twoje czesaneczki, chociaż popatrzę sobie...
UsuńNo cześć!!! :D
OdpowiedzUsuńjak się cieszę, że wreszcie jest blog!!! :D
Poczytałam o Twoich farbowankach i tak sobie pomyślałam, jak ja dawno nic nie kolorowałam....
Siadaj do koła i kręć! ciekawa jestem nitek z tych czesanek :) Ta druga jest czaaaad :) osobiście nie mieszałabym jej z inną nitką - czasem takie małe ilości fajnie wkomponować w jakąś większą całość - wykończenie chusty, elementy swetra... ale to tylko moje zdanie, nie sugeruj się ;)
pozdrawiam ciepło i cieszę się, że tu jesteś! :)
Ale fajnie, że wpadłaś :)
UsuńPóki co to taki blożek raczej, ale z potencjałem ;)
Hm, to ja jeszcze sobie przemyślę tę zieloną, element powiadasz... może i racja, tym bardziej, że tych Twoich wariacji z elementem zawsze po cichu Ci zazdrościłam :)
No to co? Daj, ać ja pokręcę, a Ty pofarbuj ;) Tylko pochwal się zaraz!
No i dzięki wielkie za tak entuzjastyczne powitanie :*
Kolorki są cudne. A może zamiast osobno prząść drugi kolor, to po prostu przeczeszesz te czesanki (tą już pofarbowaną i tą którą zamierzasz ufarbować) ze sobą mieszając kolory? Nie wiem czy jest to dobry pomysł, tak tylko go rzucam.
OdpowiedzUsuńCo do różowej czesanki, to muszę stwierdzić, że pogaduszki z nami na FB bardzo dobrze jej zrobiły. Wygląda prześlicznie.
pozdrawiam
Halina
Och, i Ty do mnie zajrzałaś :) Dzięki za odwiedziny. Sugestia niestety nie do zrealizowania, bo z czesaków to u mnie tylko rzadki grzebień na składzie ;) No i roboty z tym trochę, ale pewnie kiedyś ustrojstwo nabędę(a wtedy to już chyba 2x dziennie trzeba będzie odkurzać...)
UsuńDzięki za dobre słowo, ale mimo wszystko powinnam trochę z tym gadulstwem przystopować, albo chociaż rozdzielić faflowanie od reszty zajęć, szczególnie tych zagrożonych przypalaniem i filcowaniem ;)
Dzisiaj, też wrzuciłam czesanki do gara i do mikrofali. Oczywiście wyszło coś innego niż miało. Zegara pilnowałam, tzn. nastawiłam w kuchni budzik, ale zamiast wyłączyć ogrzewanie gara, wyłączyłam po prostu budzik i sobie poszłam, dlatego też miałam pół godziny za długo. Teraz toto, się suszy. Zobaczymy co z tego "wyrośnie".
UsuńHe, he - witaj w klubie :) Zaraz zajrzę do Ciebie popodglądać efekty roztargnienia, pewnie zupełnie niepotrzebnie strachu się najadłaś :)
Usuń