Wielka to przyjemność zakończyć zadanie, szczególnie takie, co to leżało miesiącami w torbie pod łóżkiem i w dodatku blokowało druty.
Od miesięcy nie miałam pomysłu, jak tę rdzawą chustę wykończyć. W końcu się zmobilizowałam, poszperałam w ulubionych, i dorobiłam parę dni temu szydełkowy brzeg według powszechnie znanego przepisu na All Shawl
Nie pamiętam już, kiedy dokładnie zaczęłam dziergać chustę, ale włóczkę uprzędłam prawie rok temu, na samym początku mojej przygody z przędzeniem.
Było tego prawie 300m/70g i nazywało się roboczo "chabry z poligonu" - To jeden z pierwszych eksperymentów z farbowaniem, więc zestaw kolorystyczny niezbyt subtelny ;)
Uprzędłam toto z mojej szkoleniowej taśmy z Poltopsa. Pomyśleć, że jeszcze niedawno nie miałam śmiałości wziąć się za cokolwiek innego, "bo jeszcze zepsuję"...
Przędza z niej wychodzi twarda i nieprzyjemna w dotyku. Tylko nieznacznie mięknie po kąpieli. I to nawet nie chodzi o szorstkość, bo ja naprawdę lubię rustykalne wełny, ale ta jest jakaś... papierowa.
No nic, najważniejsze, że druty odzyskane, chusta skończona, o jednego UFOka mniej ;)
Poza tym jakiś czas temu skończyłam przerabiać na 2-ply "jesienny sad" z ostatniego wpisu, najprawdopodobniej z przeznaczeniem na czapkę. Wyszło tego około 130m/100g.
Włóczka jest miękka i lekka (to chyba zasługa nylonu ) aczkolwiek single (i w rezultacie całość) lekko niedokręcone ;) Wiem, wiem, obsesję mam, ale ja jestem przekonana, że za lekko te single skręcam, ale to ze strachu, że wyjdzie mi sznurek.
Chyba kupię jeszcze trochę tej mieszanki, bo przędzie się świetnie, no i nylon pięknie łapie kolory. Następna porcja będzie na skarpetki.
Poza tym niewiele nowego. Sweter - niespodzianka niby skończony i przestał być niespodzianką, a jednak wymaga jeszcze kilku szlifów, więc póki co nie będę pokazywać.
Dłubię też kolejne ćwiczenie z koronki klockowej, idzie mi to w tempie ślimaczym i sama się sobie dziwię, że taki narwaniec jak ja nie rzucił jeszcze tą robotą o ścianę. Pewnie dlatego, że to mienie wypożyczone...
Na koniec jeszcze kilka okołorękodzielnych zdjęć spacerowych.
Najpierw coś, co wypatrzyłam na tutejszym kiermaszu. Trudno było się nie zatrzymać przy takim stoisku:
Osłonki na lampki zrobione są z cieniutkich, kolorowych nitek. Można wybrać własny zestaw kolorystyczny spośród mnóstwa odcieni i dokupić sznur lampek. Piękne dają światło i cudownie wyglądają w postaci girlandy, albo wrzucone do dużego szklanego naczynia. Kupiliśmy komplet, jutro idę po drugi :)
I jeszcze rękodzieło innego rodzaju.
Belgijski odpowiednik naszych pierników, czyli "speculoos". Ciastka są pyszne, ale mnie bardziej interesują przepiękne, drewniane formy do ręcznego odciskania wzorów, szczególnie te bardziej odświętne. Na wystawie widać jedną z nich, w sklepie można obejrzeć całą kolekcję i nawdychać się korzennych zapachów.
No i jeszcze tegoroczna kontrowersyjna "elektroniczna choinka", która stanęła na Grand Place...
Okazuje się, że w kwestii choinek jestem jednak konserwatystką ;) chociaż spektakl typu światło i dźwięk , w którym to futurystyczne ustrojstwo odgrywa główną rolę robi wrażenie, i to przeważnie miłe :)
No nic, na Święta i tak jedziemy do Polski, a tam z pewnością żadne wprawiające w zakłopotanie odstępstwa od tradycji nam nie grożą ;)
Od miesięcy nie miałam pomysłu, jak tę rdzawą chustę wykończyć. W końcu się zmobilizowałam, poszperałam w ulubionych, i dorobiłam parę dni temu szydełkowy brzeg według powszechnie znanego przepisu na All Shawl
najbardziej podobają mi się te odcienie brązu w górnym pasie |
Nie pamiętam już, kiedy dokładnie zaczęłam dziergać chustę, ale włóczkę uprzędłam prawie rok temu, na samym początku mojej przygody z przędzeniem.
Było tego prawie 300m/70g i nazywało się roboczo "chabry z poligonu" - To jeden z pierwszych eksperymentów z farbowaniem, więc zestaw kolorystyczny niezbyt subtelny ;)
Uprzędłam toto z mojej szkoleniowej taśmy z Poltopsa. Pomyśleć, że jeszcze niedawno nie miałam śmiałości wziąć się za cokolwiek innego, "bo jeszcze zepsuję"...
Przędza z niej wychodzi twarda i nieprzyjemna w dotyku. Tylko nieznacznie mięknie po kąpieli. I to nawet nie chodzi o szorstkość, bo ja naprawdę lubię rustykalne wełny, ale ta jest jakaś... papierowa.
No nic, najważniejsze, że druty odzyskane, chusta skończona, o jednego UFOka mniej ;)
Poza tym jakiś czas temu skończyłam przerabiać na 2-ply "jesienny sad" z ostatniego wpisu, najprawdopodobniej z przeznaczeniem na czapkę. Wyszło tego około 130m/100g.
merino superwash/nylon w proporcji 70/30 |
Włóczka jest miękka i lekka (to chyba zasługa nylonu ) aczkolwiek single (i w rezultacie całość) lekko niedokręcone ;) Wiem, wiem, obsesję mam, ale ja jestem przekonana, że za lekko te single skręcam, ale to ze strachu, że wyjdzie mi sznurek.
Chyba kupię jeszcze trochę tej mieszanki, bo przędzie się świetnie, no i nylon pięknie łapie kolory. Następna porcja będzie na skarpetki.
Poza tym niewiele nowego. Sweter - niespodzianka niby skończony i przestał być niespodzianką, a jednak wymaga jeszcze kilku szlifów, więc póki co nie będę pokazywać.
Dłubię też kolejne ćwiczenie z koronki klockowej, idzie mi to w tempie ślimaczym i sama się sobie dziwię, że taki narwaniec jak ja nie rzucił jeszcze tą robotą o ścianę. Pewnie dlatego, że to mienie wypożyczone...
Na koniec jeszcze kilka okołorękodzielnych zdjęć spacerowych.
Najpierw coś, co wypatrzyłam na tutejszym kiermaszu. Trudno było się nie zatrzymać przy takim stoisku:
przedświąteczny kiermasz Plaisirs d'Hiver, Bruksela |
Osłonki na lampki zrobione są z cieniutkich, kolorowych nitek. Można wybrać własny zestaw kolorystyczny spośród mnóstwa odcieni i dokupić sznur lampek. Piękne dają światło i cudownie wyglądają w postaci girlandy, albo wrzucone do dużego szklanego naczynia. Kupiliśmy komplet, jutro idę po drugi :)
I jeszcze rękodzieło innego rodzaju.
tradycyjna ciastkarnia Maison Dandoy |
Belgijski odpowiednik naszych pierników, czyli "speculoos". Ciastka są pyszne, ale mnie bardziej interesują przepiękne, drewniane formy do ręcznego odciskania wzorów, szczególnie te bardziej odświętne. Na wystawie widać jedną z nich, w sklepie można obejrzeć całą kolekcję i nawdychać się korzennych zapachów.
No i jeszcze tegoroczna kontrowersyjna "elektroniczna choinka", która stanęła na Grand Place...
Okazuje się, że w kwestii choinek jestem jednak konserwatystką ;) chociaż spektakl typu światło i dźwięk , w którym to futurystyczne ustrojstwo odgrywa główną rolę robi wrażenie, i to przeważnie miłe :)
No nic, na Święta i tak jedziemy do Polski, a tam z pewnością żadne wprawiające w zakłopotanie odstępstwa od tradycji nam nie grożą ;)
Właśnie znalazłam Twojego bloga i na pewno będę zaglądać, bo bardzo fajne rzeczy pokazujesz. I widziałam klocki, hurra!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o choinki to ja raczej tez jestem konserwatywna, pozdrawiam!
Bardzom rada :) Szczególnie, że ja Twojego bloga też jakoś niedawno znalazłam, a potem zgubiłam... Całe szczęście wszystko się dobrze skończyło ;) Zapraszam do odwiedzania i zaraz wpadnę u Ciebie się porozglądać :) A dlaczego z klocków się cieszysz? Też się bawisz? Pozdrowienia :)
UsuńRdzawa chusta jest super! bardzo lubię brązy i rudości, a to połączenie z niebieskim jest fajne, rzuca się w oczy.
OdpowiedzUsuńNo a sad też jest śliczny, będzie ekstra czapka, już czekam na nią bo ja kocham czapki!!
Dzięki Chmurko :) Może jutro wezmę się za czapkę, skoro tak mnie tu mobilizujesz. Kurczę, tylko jaką? Niech no poszperam na Rav...
UsuńNooo nareszcie. Kolejne czarowne miejsce do którego chętnie będę zaglądała :) Pozdrawiam serdecznie! K.
OdpowiedzUsuńNo proszę, sama mnie znalazłaś :) Dzięki serdeczne i będzie mi baaardzo miło, jak wpadniesz czasem z wizytą. Pozdrowienia!
UsuńA wiesz, ze ja kocham te twoja chuste w tych mniej subtelnych kolorach? Dla mnie rewelacyjne zestawienie kolorystyczne. Gapie sie, gapie - juz od kilku dni i oczy mi z orbit z zachwytu wychodza. Koniecznie sie przyznaj czym farbowalas bo tez chce takie kolorki...
OdpowiedzUsuńA belgijska choinka rzeczywiscie: nie, dziekuje...
Och, dzięki, dzięki :) Kiedyś bardzo nie lubiłam połączenia brązu z niebieskim, a teraz to ja już chyba wszystko lubię, albo raczej - wszystko mi się wydaje interesujące tudzież pouczające ;) Chyba generalnie lubię się babrać w kolorach i to jest dla mnie największe zaskoczenie w tych prząśniczych eksperymentach...
UsuńUżyłam barwników kakadu do wełny, ale nie pamiętam, jakich dokładnie kolorów... Aha, chusta w realu ciemniejsza nieco - słońce mi prosto w okna świeciło. Pozdrowienia :)
No, ładnie, sporo przegapiłam przez ten automat, ktory mi Cię do listy nie dodał. Ale już zmusiłam go ręcznie. Więcej nic nie przegapię.
OdpowiedzUsuńBardzo ładna kolorystycznie ta chusta, nie marudź, a sad jest przecudny po prostu!
Nic to, z moją częstotliwością blogowania bez problemu nadrobisz zaległości... :) Cieszę się, że zagrałaś na nosie automatowi no i że zardzewialec oraz sad Ci do gustu przypadły :) Z sadu wydziergała się czapka sadownika - mam nadzieję, że wkrótce pokażę ją razem z innymi drobiazgami, póki co siedzę w gościach i za kołowrotkiem mi tęskno... Pozdrawiam świątecznie :)
UsuńI kurde, nie wiem, co mi się bardziej podoba. Generalnie wszystko mi się podoba, a ja wybredna jestem :))I chyba Tobie też zacznę grozić paluszkiem, że masz Kobieto szczęście, że daleko mam do Ciebie, bo bym Ci zwyczajnie podpierniczyła to i owo. Kolory bardzomisię, aż mam ochotę na farbowanie- i okazja jest bo merynos leży tuż obok :)))
OdpowiedzUsuńDodgersowo, jakoś wcale nie czuję się szczęściarą, że masz do mnie daleko... poprzędłabym sobie czasem w miłym towarzystwie zamiast tak ciągle do lustra ;)
UsuńA jeśli się jednak do mnie wybierzesz na podpierniczanie to nie zapomnij Klusełki ze sobą zabrać :P Chociaż... powiedzmy sobie szczerze - co Ty mi możesz zachachmęcić, czego sama nie mogłabyś sobie zrobić, hę? :)
Dzięki za dobre słowo i bierz się szybko za farbowanie - pogapiłabym się chociaż, bo koło mnie ani pół merynosa nie leży :/