Ostatnio sporo czasu zajęło mi wymyślanie wzorów, robienie próbek i zabawy z nowymi technikami. Konkretnych, ubieralnych efektów tych eksperymentów jeszcze nie widać, poza tym jednym nakryciem łepetyny, z którego jestem całkiem zadowolona. Wzór listków znalazłam w specjalnym wydaniu Burdy "Druty i oczka" z 2003r i dostosowałam nieco do rozmiarów czapki.
I z drugiej strony...
I z trzeciej...
Nie byłabym sobą, gdybym nie miała do niej jakiegoś "ale"... W związku z tym, że wypukły wzór liści trochę ją poszerza chyba powinnam była to zrównoważyć ujmując kilka oczek w obwodzie.
Lekki kogut widoczny na kolejnym zdjęciu znika kiedy zakładam ją na związane włosy, więc może jednak sobie odpuszczę poprawki.
Czapkę robiłam na drutach 4,5 (ściągacz) i 6 (body).
Wciąż dziergam z zapasów włóczki własnej produkcji i, jak widać, z tej samej palety barw... I choć ewidentnie w purpurach, różowościach i fioletach niechcący utknęłam i już mnie to zaczyna męczyć, to przynajmniej wszystko, co z własnej przędzy dziergam da się w miarę harmonijnie ze sobą zestawić. :)
Tę porcję merino superwash też uprzędłam metodą navajo i jak dotąd właśnie navajo najlepiej mi wychodzi. Skręt jest zawsze przyzwoity, a włóczka sprężysta i zamienia się w ładną, gładką dzianinę. Zgrubień od łańcuszka (o dziwo) nie widać nawet przy tak grubej przędzy (102m/100g):
To może jeszcze w motku? No co ja poradzę, że uwielbiam włóczkę fotografować...? :)
Zaczęłam też coś w rodzaju fair isle, z tą różnicą, że zamiast zmieniać kolory tła wybrałam opcję dla opornych i sięgnęłam po włóczkę, która sama się dla mnie zmienia, czyli Jawoll Magic Dégradé od Lang Yarns. Kupiłam ją kiedyś w napadzie rozrzutności, ale nie bardzo wiedziałam, co z nią zrobić - kolory jakieś smętne... Może rozjaśnione ecru będą wyglądać lepiej.
W każdym razie nie jestem przekonana do tego pomysłu, ale dziergam dalej tę nordycką czapę (jeden ze wzorów z Mikołajowej książki "Nordic Knitting") i traktuję to jako rozgrzewkę do fair isle z prawdziwego zdarzenia. O moich zmaganiach opowiem jak skończę, bo póki co wysztrykowałam dopiero początek właściwego wzoru, czyli niewiele więcej niż stan sprzed paru dni:
Poza tym walczę z pewną chustą, którą na razie tylko zapowiem, bo jest tycieńka jeszcze, pokażę jak ciała nabierze.
No i z zimą się zmagamy, bo daliśmy się zasypać w ramach solidarności z rodakami. Zaczęło się od Dodgers, co się chciała polską zimą ze mną podzielić i zrobiła mi takie coś za oknem:
I tak to trwa z przerwami do dziś... W Parc de Cinquantanaire, gdzie obfotografowaliśmy czapkę, ludzie w tym śniegu uprawiali jogging, biegali na nartach, chodzili po linach...
Psy (cudze) dostały śniegowego amoku
a fontanna tryskała lodem
Czasami naprawdę trudno nie lubić tego miasta... no i zimy oczywiście :)
Włóczka i czapa fantastyczne, przepiękny kolor!!! Co do pogody, ja dziś miałam lodową fontannę tyle że z nieba, padał regularny deszcz, a że było -2 st to wszystko zamarzało.... na jutro zapowiadają śnieg- poproszę ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, Aniu :) Takiej fontanny to Ci nie zazdroszczę, trzymam kciuki za biały puch dla odmiany. A tak naprawdę to po cichu liczę na wiosnę, a to ze względu na pewną kocią rodzinkę z piwnicy po sąsiedzku, której ta zima potrzebna jak dziura w moście...
UsuńPiękne czapki, będę tu zaglądać. Coś mi szwankuje strona, mam nadzieję, że ten drugi raz zamieszczony komentarz będzie widoczny (?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo dziękuję :) i miło mi, że mam kolejnego zaglądacza :) Następne czapki w planach, więc mam nadzieję, że będzie na czym oko zawiesić ;) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńNie, daj spokój, nic nie poprawiaj, dobrze ta czapa wygląda. Navajo robisz powalające, u mnie widać pętelki. Pomysł na "leniwca" całkiem jak mój, tylko sama miałam se sprząść materiał - to świetne, że jest ktoś, kto zasuwa tymi samymi myślowymi ścieżkami. A jak chodzi o zazdrość cywilizacyjną, to masz podobno pod bokiem najbardziej stylowe kawiarnie świata (ja tam nigdy nie była, tylko czytałam). Zaraz bym skorzystała. I z kawy, i z ciastek! Zwłaszcza przy takiej pogodzie!
OdpowiedzUsuńNo nie wiem z tym poprawianiem... będzie mnie to dręczyć trochę, ale spróbuje się oprzeć :)
UsuńTwój pomysł to raczej na przodownika pracy... żadnemu leniwcowi nie przyszłoby do głowy, żeby sobie materiał na fair isle sprząść. Po swojemu wzięłaś ułatwienie i je sobie utrudniłaś ;)
Na stylową kawę i ciacho narobiłaś mi smaka, bo ja czasem zapominam, co mam w zasięgu ręki... Rzeczywiście jest tu sporo klimatycznych, secesyjnych wnętrz (i zewnętrz), ale ostatnio rozmawiałam z belgijską koleżanką, która nam z kolei zazdrości spontaniczności i fantazji (również w urządzaniu lokali). I trzeba przyznać, że też coś w tym jest :)
Dzięki za dobre słowo, w ramach wdzięczności zjem secesyjne ciacho za Twoje zdrowie :)
Oesusie jaka fajna ta czapa, nic nie poprawiaj, cacy jest :) Czapki będą chyba Twoim znakiem rozpoznawczym co? I wiesz, tak sobie myślę, że może zaczniemy szybciej te Razempetki, niż 1 lutego co? Bo mnie rączki swędzą- a że kamizelka się robi, to wiesz, chciałabym coś dla zmiany krajobrazu, a nie tylko biało-zielono-biało-zielono... A jeśli chodzi o pogodę, to Ty nie wiesz, że ja jestem Etatową Wiedźmą? Piszę do człowieków "ić spać" i zasypiają, mimo że cierpią na bezsenność. To Tobie napiszę "ić dziać" i niech się dzieje ;))))
OdpowiedzUsuńMoże być, że ja się powoli specjalizuję... bo jakoś w inne strony mnie chwilowo w ogóle nie ciągnie. Jedynie do tych skarpetek, ale kurczę, no nie mogę się zebrać, bo tylu rzeczy w jednej małej skarpetce trzeba się nauczyć :/ Ledwo człowiek się rozpędzi, znowu schody... No ale dobra, możem spróbować przed terminem, tylko żebyśmy na lizuski nie wyszły u IK ;) A które chcesz robić?
UsuńA jak wczoraj komentarz przeczytałam, to od razu to moje fair isle takiego rozpędu nabrało, że czapka juz prawie skończona :)Wielką masz moc, Dodgers!
boziu ty chyba etatowa dziergaczka czapek zostaniesz;cudne sa a co jedna to cudniejsza;ja teraz na szydlo sie przerzucilam(zobacz na blogu) ale tez czapkowo :);powoli mam dosc sniegu i zimy a niby ma byc jeszcze zimniej w weekend,buuuuuuuu a ja czapki nie mam....no coz szewc bez butow chodzi
OdpowiedzUsuńNo, ma być mrozik... ale to w sobotę dopiero, spokojnie zdążysz sobie jakiś gustowny hełm wyszydełkować ;) Dzięki za uznanie i pozdrawiam ciepło, aurze na przekór :)
Usuńo Mistrzyni czapek! jest dobrze i nie marudź, a to navajo wygląda obłędnie.
OdpowiedzUsuńA nocne zdjęcie z padającym śniegiem i balkonikami, to bym sobie w ramkę i na ścianę... ;)
Dzięki :) Przędza też mi się spodobała... aż szkoda mi było ją przerabiać. Ja tak na każdym etapie mam - jak mi się czesanka ładnie zafarbuje, to najchętniej zostawiłabym sobie kopię na pamiątkę zanim ją na nitkę przerobię, z gotową włóczką to samo :)
UsuńPrzy kolacji przekażę słowa uznania fotografowi :)
Matko z córką... co ja wyprawiam, własne komentarze z innego bloga wklejam ;)
UsuńJa też lubię navajo - włóczka tak skręcona wygląda tak przyzwoicie :))
OdpowiedzUsuńCzapka piękna no i przy takiej zimie to się na pewno przyda:)
Nie wiem czemu piszesz, że kolor włóczki w Fair isle smętny, mnie bardzo się podoba będę czekać na efekt końcowy :))
Serdeczności
Dziękuję :) Ja wciąż nie mogę uwierzyć, jak ciepła i wygodna jest taka czapa z własnej przędzy... Kiedyś nie znosiłam czapek, teraz każdą nową zakładam na trochę w domu, tak żeby jeszcze przed wyjściem się nacieszyć ;)
UsuńZe smętną włóczką już się przeprosiłam, bo pseudo fair isle skończony i wygląda fajnie, chociaż czapce daleko do ideału... :) Pozdrowienia!
Bardzo fajnie opisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń