Słabo mi ostatnio idzie - i dzierganie, i blogowanie... Za to w tym zimowym rozmemłaniu mam doborowe towarzystwo, bo co chwila ktoś tu narzeka, że mu mocy brak :)
Powinnam jak najszybciej wrócić do przędzenia, bo to jest idealne zajęcie, jak człowiekowi markotno i na nic konkretnego nie może się zdecydować. Włóczka się przędzie, a w głowie powoli się wszystko układa. No może nie zawsze, i nie wszystko... ale spróbować warto ;)
Dzisiaj pokażę zaległości, bo ostatnio wykręciłam się sprytnie skarpetkami i przemilczałam resztę.
A ta reszta to przede wszystkim egipskie gazele, roboczo nazywane przeze mnie lamami póki nie wyczytałam, co to za zwierz.
Bardzo lubię wyszukiwać takie mniej znane wzory, a ten w dodatku ma swoją długą historię.
Motyw został zaczerpnięty ze średniowiecznych dziecięcych skarpetek bawełnianych, które ktoś zobaczył w Muzeum Tekstyliów w Waszyngtonie, zachwycił się i postanowił je opisać i odtworzyć. Oryginał wyglądał tak:
i pochodzi z Egiptu, z okresu pomiędzy XI a XV wiekiem. Nigdy nie zgłębiałam historii ubioru ani wzornictwa, więc możliwe, że moje zaskoczenie urodą, subtelnością i skomplikowaniem tego elementu garderoby jest nieuzasadnione. Wciąż jestem jednak pod wrażeniem, że skarpetka wykonana setki lat temu, w dodatku dla dziecka może być tak pięknym obiektem.
Bardzo mi się podoba to odejmowanie oczek na palcach - takie gwiaździste jak w czapkach. Prawda, że ładne?
Zainteresowanym polecam przejrzenie dokumentacji sporządzonej przez Anahitę. Można tam podpatrzeć jej wersję skarpetek wraz z przepisem, rozrysowane wzory, no i obszernie opisany kontekst historyczny.
Czapki nie wymyśliłam jednak sama. Wzór to Oslo Cairo, troszkę przerobiony na moje i włóczki potrzeby. Musiałam skrócić czapkę o górny szlaczek, a składany "ściągacz" zrobiłam najpierw techniką corrugated ribbing (niewidoczny pod spodem, ale lepiej się trzyma łepetyny), na złożeniu dodałam rząd pikotków i dalej robiłam już według wzoru, złożyłam i zszyłam od spodu, bo w "żywe oczka" nie chciało mi się bawić.
Oslo, które pojawia się w nazwie wzoru odnosi się do konstrukcji dekielka (jest w naszym języku elegancka nazwa na to, co Anglosasi nazywają "crown of a hat"?), typowej dla nordyckich czapek:
Powinnam jak najszybciej wrócić do przędzenia, bo to jest idealne zajęcie, jak człowiekowi markotno i na nic konkretnego nie może się zdecydować. Włóczka się przędzie, a w głowie powoli się wszystko układa. No może nie zawsze, i nie wszystko... ale spróbować warto ;)
Dzisiaj pokażę zaległości, bo ostatnio wykręciłam się sprytnie skarpetkami i przemilczałam resztę.
A ta reszta to przede wszystkim egipskie gazele, roboczo nazywane przeze mnie lamami póki nie wyczytałam, co to za zwierz.
Bardzo lubię wyszukiwać takie mniej znane wzory, a ten w dodatku ma swoją długą historię.
Motyw został zaczerpnięty ze średniowiecznych dziecięcych skarpetek bawełnianych, które ktoś zobaczył w Muzeum Tekstyliów w Waszyngtonie, zachwycił się i postanowił je opisać i odtworzyć. Oryginał wyglądał tak:
![]() |
Image source here |
i pochodzi z Egiptu, z okresu pomiędzy XI a XV wiekiem. Nigdy nie zgłębiałam historii ubioru ani wzornictwa, więc możliwe, że moje zaskoczenie urodą, subtelnością i skomplikowaniem tego elementu garderoby jest nieuzasadnione. Wciąż jestem jednak pod wrażeniem, że skarpetka wykonana setki lat temu, w dodatku dla dziecka może być tak pięknym obiektem.
Bardzo mi się podoba to odejmowanie oczek na palcach - takie gwiaździste jak w czapkach. Prawda, że ładne?
Zainteresowanym polecam przejrzenie dokumentacji sporządzonej przez Anahitę. Można tam podpatrzeć jej wersję skarpetek wraz z przepisem, rozrysowane wzory, no i obszernie opisany kontekst historyczny.
Czapki nie wymyśliłam jednak sama. Wzór to Oslo Cairo, troszkę przerobiony na moje i włóczki potrzeby. Musiałam skrócić czapkę o górny szlaczek, a składany "ściągacz" zrobiłam najpierw techniką corrugated ribbing (niewidoczny pod spodem, ale lepiej się trzyma łepetyny), na złożeniu dodałam rząd pikotków i dalej robiłam już według wzoru, złożyłam i zszyłam od spodu, bo w "żywe oczka" nie chciało mi się bawić.
Oslo, które pojawia się w nazwie wzoru odnosi się do konstrukcji dekielka (jest w naszym języku elegancka nazwa na to, co Anglosasi nazywają "crown of a hat"?), typowej dla nordyckich czapek:
Włóczka to Rowan Tweed DK. Uwielbiam tę paletę barw, włóczkę już troszkę mniej ;) i pewnie jej alpacza włochatość nie bardzo się nadaje na wzory wrabiane...
![]() |
zielony motek czeka na przypływ dziewiarskiej weny :) |
No trudno - palmy i gazele wciąż można dojrzeć. Czapka trochę gryzie i nie pasuje mi do żadnej chusty ani szalika, a przecież mam ich sporo... więc póki co służy do patrzenia i myziania :)
Szybciutko pokażę jeszcze szyjogrzej, który miał być moebiusem, ale pod wpływem likierku się odkręcił i tak już go zostawiłam.
Założyłam go tylko do zdjęć i oddałam mojej Mistrzyni Koronki jako prezent wdzięcznościowy. i dobrze się stało, bo wygląda w nim lepiej niż ja, pasuje jej do kozaków, torebki i czego tam jeszcze... ;)
Włóczka to Phildar Givre, 70% to wełna+alpaka, reszta sztuczności. Jest bardzo ciepła i delikatna, taka moherkowa trochę.
Wzór zaczerpnięty z czapki Hinagiku Hat, opiera się na wyrabianiu 3 oczek z 3 razem przerabianych, jest prosty i bardzo ładnie się prezentuje. Korci mnie, żeby sobie zrobić drugi egzemplarz...
O kolejnej czapce (ech...) jutro, zanim wyjadę w siną dal na całe 2 tygodnie.